A tak serio, chcę Ci opowiedzieć o tym co mnie ostatnio spotkało. Dobro powraca 🙂 Na pewno o tym słyszałaś. Tak się składa, że sama doświadczyłam tego fenomenu.
Moja Pola we wrześniu rozpoczęła drugi rok przedszkola i jak to zazwyczaj bywa – praktycznie cały zeszły rok przechorowała. Tydzień w przedszkolu, kolejny tydzień lub nawet dwa w domu. Myślałam, że oszaleję! Nie chorowała jakoś mocno, ot zwykłe przeziębienie – katar, kaszel, czasami gorączka…(ospa wietrzna). No ale w takiej sytuacji dziecko przecież nie pójdzie do przedszkola.
I tak cały rok przedszkolny, obydwoje z mężem nie jesteśmy etatowcami więc L4 nie wchodzi w grę. I tak szyliśmy jak tylko się dało, to babcia (obydwie są daleko), to koleżanka, to sąsiadka. Nie wiem czy próbowałyście znaleźć nianię na czas choroby, ale praktycznie graniczy to z cudem;-) Niestety jak to bywa, większość obowiązków związanych z opieką i jej zorganizowaniem spadło na mnie.
Do tego spotkała mnie osobista tragedia, w styczniu całkowicie niespodziewanie zmarł mój tata…. Świat mi się zawalił: musiałam zająć się organizowaniem pogrzebu, zamykaniem wszystkich spraw, jeżdżenie po kilkaset kilometrów dziennie (a jak pewnie wiesz nie jestem mobilna). Do tego chore dziecko, odwoływanie zajęć i warsztatów, nieodpisywanie na maile, przekładanie konsultacji…. Był już nawet taki moment, że wyglądało to naprawdę źle. Zastanawiałam się nawet czy nie rzucić wszystkiego w cholerę i wrócić na etat…. Na szczęście dzięki wsparciu najbliższych udało mi się jako-tako pozbierać i udało mi się przetrwać najgorszy czas.
Pełna nadziei rozpoczęłam od września kolejną przygodę z przedszkolem córki, wierząc że najgorszy czas chorób już za nami. No i po tygodniu zaczęło się na nowo: katar, kaszel i ten ogromy lęk, że znowu będzie to samo… Nie wiem czy znasz to uczucie, że każde kaszlnięcie dziecka (nawet jak się zadławi śliną) wywołuje panikę, czy to już? Wracałam właśnie tramwajem z konsultacji domowej, gdy zadzwonił telefon – Pani Monika.
(tutaj muszę opisać kim jest i skąd się znamy)
Pani Monika jest prawdziwą opiekunką z powołania, przychodziła z dziewczynką na terapię SI do poradni, w której pracowałam. Bardzo sympatyczna i mocno zaangażowana we wspieranie rozwoju swoich małych podopiecznych (miała także pod opieką dziewczynkę z Zespołem Downa). Często rozmawiałyśmy o tym jak może pomóc dzieciaczkom, poprzez różne zabawy i aktywności wykonywane w domu. Gdy odeszłam z poradni, nasz kontakt się nie urwał: zaprosiłam Panią Monikę na warsztaty do Fundacji Sto Pociech, dzwoniła do mnie od czasu do czasu opowiadając co u niej słychać, lub radząc się w kwestiach zawodowo-terapeutycznych. Gdy okazało się, że nagle została bez podopiecznego, akurat moja przyjaciółka z dnia na dzień straciła nianię. I tak wyszło, że Pani Monika zaopiekowała się Lenką do czasu, dopóki nie poszła do przedszkola.
No i odbieram telefon, rozmawiamy co tam u nas, mówię jej o moich obawach o zdrowie córki… Okazało się, że ma zajęte jedynie popołudnia, i bardzo chętnie zaopiekuje się moją Polą w trakcie choroby… O mamusiu, dalej nie mogę w to uwierzyć… to dzieje się naprawdę! Moja córka jest zakochana w cioci Monice bo robią razem fantastyczne prace plastyczno-sensoryczne- z plasteliny, fasoli, kolorowego papieru, suchych liści, waty czy wacików kosmetycznych. A ja jestem znacznie bardziej spokojna, bo w razie czego jest osoba, która zajmie się moim dzieckiem w trakcie choroby:-)
Wrzucam kilka pomysłów na zabawy w czasie deszczu, czy choroby – bo u nas w domu nawet ten czas jest niezwykle kreatywny:-) Prace plastyczno-sensoryczne są wykonane przez Polę i jej nową ciocię- która za każdym razem ma nowe pomysły a moja córka wręcz nie może się doczekać, co nowego będą robić tym razem… 🙂