Tak dokładnie, przyznaję się do tego bez bicia 😉 Jestem (a może byłam) totalnym głupkiem w kontekście posiadania i wychowania dziecka. Teraz wiem, że jeszcze baaaardzo dużo nie wiem ale przynajmniej ta niewiedza powoduje, że szukam rozwiązań. Więc może, jeszcze nie jest ze mną wcale tak źle (mam nadzieję).
Nie zapomnę tego, jak byłam młodym pedagogiem, terapeutą i nie mogłam wyjść ze zdziwienia, że czasami dzieci przychodzą do szkoły z brudnymi paznokciami (jak rodzice mogli tego nie dopilnować). Albo miałam ucznia, który notorycznie się spóźniał i czasami przychodził z batonem zamiast drugiego śniadania (rodzice lubili dłużej pospać/ czasami zapominali kupić bułek na śniadanie). Wtedy zastanawiałam się nad tym czy aby na pewno są wydolni wychowawczo… 🙂 Od kiedy sama jestem mamą, już mnie to wcale nie dziwi 🙂 Ba doskonale to rozumiem, bo przecież dziecko potrafi do późna lepić z plasteliny i zasnąć bez kąpieli, a nie każdy ma Biedronkę pod domem, żeby zdążyć rano kupić dziecku bułkę 😉
Wiele moich poglądów, przekonań i wizji zostało totalnie rozwalonych, przeorganizowanych przez małą, cudowną istotę, która przez pierwsze 3 miesiące i 2 dni swojego życia, darła się niemiłosiernie (podobno kolki;-) doprowadzając dwójkę swoich rodziców do skraju załamania fizycznego i nerwowego 😉 Obserwuję taką tendencję także u koleżanek i znajomych, które najpierw delikatnie sugerowały swoje (teoretyczne i obiegowe) poglądy dotyczące wychowania dziecka oraz tego co będzie jak będą miały własne potomstwo (nie noś, nie śpij , za dużo, za mało). A teraz jakoś im się jednak pozmieniało 😉
Co ciekawe, lata studiów, kursów i doświadczenia pedagogiczno-terapeutycznego wcale mi nie pomogło a wręcz mam wrażenie, że jeszcze bardziej zamieszało mi w głowie i zaszkodziło 🙂 (może nie całkiem ale w pewnych aspektach na pewno 😉
Jakie jest więc 5 największych głupot , w jakie wierzyłam wcześniej:
1) Macierzyństwo to bułka z masłem – będę nadrabiać zaległości czytelnicze, gotować zdrowe obiadki a moje dziecko będzie aniołem, który przesypia całe noce.
Owszem, raz na 100 być może zdarza się takie dziecko ale generalnie znaczna większość dzieci płacze, wybudza się w nocy, potrzebuje uwagi, bliskości rodzica. Co więcej, niektóre dzieci wymagają więcej czasu żeby przystosować się do współczesnego świata i zestroić z rodzicem. Jakie było moje zdziwienie gdy moje dziecko już podczas porodu robiło wszystko po swojemu, na sali poporodowej w ogóle nie współpracowało i darło się w szpitalu, najgłośniej ze wszystkich innych noworodków. Stwierdziłam wtedy (nie do końca przytomnie/ jak to po cesarce) że mam wyjątkowo niegrzeczne dziecko 😉
2) Lepiej nie nosić dziecka – bo się przyzwyczai.
Do tego to nie powinnam się wcale przyznawać. Wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd. Ja – pedagog specjalny, terapeuta integracji sensorycznej i takie poglądy. Niby wiedziałam, że bujanie, noszenie stymuluje układ przedsionkowy, że jest to ogromnie ważne dla całościowego rozwoju dziecka. Przez pierwsze 3 miesiące jak tylko mogłam odkładałam dziecko do łóżeczka, bo przecież się przyzwyczai i będzie mnie potem terroryzować 😉 Podświadomie wdrukowane informacje usłyszane gdzieś, wygłaszane przez kogoś… i tak już zostało. Na szczęście moje dziecko było na tyle „sprytne”, że nie pozwoliło się odkładać na zbyt długo i samo zadbało o swój rozwój i stymulację układu przedsionkowego (nie zadbało niestety o nasze kręgosłupy ;-). Do czasu aż matka się nie ogarnęła sama ze sobą i nie zaczęła sama z siebie bujać, kołysać, chustować swoje dziecko 😉
3) Można pogodzić pracę w domu z opieką nad dzieckiem.
Tak myślałam odchodząc z etatu, zakładając najpierw Start-Up a potem działalność gospodarczą. Dużo czasu zajęło mi całkowite przekonanie się, że się tego po prostu nie da/ lub nie da się tego robić na dłuższą metę. W pełni można rozwijać zawodowe skrzydła dopiero wtedy, gdy ktoś lub coś przejmie opiekę nad naszym dzieckiem/dziećmi. Albo nie wyrabiamy się z pracą, co rodzi frustracje. Albo nie dosypiamy, nie dojadamy co zwykle odbija się na naszym samopoczuciu i zdrowiu. Albo nie poświęcamy dziecku wystarczającej ilości uwagi, serwując mu np. zbyt dużą ilość bajek – bo mama musi przecież popracować/ przy własnej firmie zawsze jest coś do zrobienia. Niestety sama przerobiłam te 3 warianty a podobne doświadczenia mają też inne mamy na swoim .
4) Moje dziecko będzie grzeczne i będzie mnie słuchało, już ja je nauczę. Nie tak, jak te rozwydrzone dzieciaki na placu zabaw.
Patrzyłam z politowaniem na mamy wrzeszczących dwulatków, które pluły, biły i kopały. Czy na mamy kilkulatków, które słyszały od swoich dzieci że: są głupie, brzydkie, nie kochają ich, wolą mieszkać z babcią itp. Myślałam sobie wtedy o bezstresowym wychowaniu, braku reakcji rodzica na histerie dziecka czy jego słowa. Po czym bardzo się zdziwiłam, gdy moje dziecko w wieku 1 roku podniosło na mnie rękę słysząc słowo – nie wolno / przy wkładaniu paluchów do kontaktu 😉 Potem też zdarzyło mi się dostać z baranka, usłyszeć że jestem brzydka, że jestem kupą, że mnie nie kocha, że mnie potnie i wyrzuci do śmieci itp. Im dziecko starsze, tym repertuar się zmieniał. Trochę czasu zajęło mi ogarnięcie się w temacie dziecięcych emocji czy neurobiologii , żeby zorientować się, że takie zachowania są w pełni normą rozwojową. Że jest to informacja, sygnał do rozszyfrowania wysyłana przez moje dziecko. A znowu moja spokojna i świadoma reakcja na takie komunikaty, jest wręcz kluczowa dla obecnego funkcjonowania dziecka oraz jego przyszłego życia.
5) Dzięki temu że mieszkamy w dużym mieście, stwarzam mojemu dziecku szansę na najlepszy rozwój.
Do tej pory myślałam, że poprzez to, że mamy dostęp do wszelkiego rodzaju ilości zajęć dodatkowych, nauki wszelkich języków świata czy innych aktywności dla mojego dziecka – zapewniam mu szansę nieograniczonego rozwoju. Tylko co z tego, jeśli tempo życia w wielkim mieście, ogromna ilość bodźców wokół nas powoduje, że po pobycie w przedszkolu moje dziecko jest zmęczone i przebodźcowane. Nauka języka czy inne zajęcia nie mają wtedy najmniejszego sensu. Olśnienia doznałam podczas tegorocznym wakacji, gdy całe 2 miesiące córka spędziła poza miastem. Skończyły się wczesne wstawanie, ciągłe popędzanie i stres związany z mieszkaniem w stolicy. Całe dnie spędzane na dworze, brak pośpiechu, kontakt z naturą i dobrej jakości bodźcami sensorycznymi sprawiły, że zauważyłam u niej ogromne zmiany w codziennym funkcjonowaniu i rozwoju. Mniej marudzenia, płaczu i awantur, do tego po wakacjach bardzo mocno się wzmocniła posturalnie (cała sylwetka i równowaga) i nagle zaczęła czytać i pisać (nie ma jeszcze skończonych 5 lat). Aż przysiadłam z wrażenia, gdy dotarło do mnie że ważniejsze w rozwoju dziecka jest spokój, bycie z dzieckiem tu i teraz oraz przebywanie na łonie przyrody z dużą swobodą ruchu, niż najlepsze nawet zajęcia dodatkowe.
Tych błędnych przekonań jest jeszcze wiele więcej 😉 Pewnie też masz/ miałaś jakieś swoje przekonania, które zostały przewrócone do góry nogami po pojawieniu się dziecka na świecie. Nie ma szkół dla rodziców, uczymy się przecież na żywym organizmie- czyli naszych dzieciach 😉 Całe szczęście, że dzieciaki wybaczą nam nasze niedociągnięcia – bo nie da się być „rodzicem idealnym” ale ważne żeby być rodzicem „wystarczająco dobrym”;-) . Czego sobie i Tobie życzę z całego serca 🙂
Dzięki, Olu, za ten tekst. Mam identyczne doświadczenia! Ktoś kiedyś nazwał rodzicielstwo (może to była Agnieszka Stein?) żałobą po swoich oczekiwaniach i wyobrażeniach na temat tegoż rodzicielstwa właśnie. Ja byłam święcie przekonana, że skoro ja i mąż jako dzieci byliśmy spokojni i spolegliwi, to nasze dziecko też takie będzie. Bo w końcu temperament się dziedziczy. Spotkało nas mocne rozczarowanie w tej kwestii. Powiedz, jak przetrwać te wszystkie dziecięce awantury, żeby nie zwariować i nie myśleć o sobie jako o złej matce? Bo coraz bardziej mnie to frustruje.
Kochana z całego serca polecam Pozytywną Dyscyplinę 😉 Trzeba też mocno zadbać o siebie / ja to zrobiłam dopiero ostatnio i widzę efekty. „Z pustego to i Salomon nie naleje” 😉 Trzeba ładować swoje baterie, żeby mieć siłę na te wszystkie dziecięce akcje 🙂 Buziaki dla Was Dagmara !
Przecież dziecko nie prosię-przytulić trzeba! Przy trzecim doceniam też siłę spokoju rodzica…
Pozdrawiam
Przytulić tak, ale z tym noszeniem to już różnie bywa (nisetety;-) Pozdrowionka Asiu 😉
o takie to prawdziwe. dziękuję za artykuł jak dla mnie lepiej bym tego nie opisała, także trzymajmy się mamusie a nasze dzieci i tak zweryfikują te wszystkie teorie i założenia.
Dokładnie 🙂
Trafiłaś w samo sedno ☺
🙂
Olu święte słowa, jesteśmy bardzo mądre i świadome błędów innych rodziców dopóki nie mamy swoich dzieci. Wychowanie dziecka to nie reklama Nestlé. mam podobne doświadczenie z wakacjami na wsi. Dzieci to kochają. Nie muszą mieć super warunków ważne żeby miały swobodę i obecność rodziców i ten luz którego brakuje ba codzień
Dokładnie 🙂 Buziaki Bożka 🙂