Dyskusja na temat terapii integracji sensorycznej trwa. Ma ona swoich gorących zwolenników jak i przeciwników. Głównym zarzutem jest brak badań naukowych, które jednoznacznie potwierdzałyby skuteczność terapii SI. Z drugiej strony są rodzice i terapeuci, którzy często z dnia na dzień obserwują poprawę funkcjonowania dzieci poddanych terapii. Z jednej strony rzetelność badań naukowych, która polega na tym, że wyniki są min. mierzalne i powtarzalne na innej grupie badawczej. Z drugiej strony dziecko, jego dojrzewający układ nerwowy, trudności z samoregulacja. Ono nie jest w próżni, funkcjonuje w rodzinie, grupie rówieśniczej, lokalnej społeczności. Terapia SI to nie tylko ćwiczenia w gabinecie, to zabawa w domu, często „dieta sensoryczna”, ale też zrozumienie przyczyn zachowań dziecka. To stwarzanie przyjaznego sensorycznie środowiska i współpraca z przedszkolem czy szkołą do których uczęszcza. Czy da się to zmierzyć, przeliczyć, usystematyzować? Zbadać ilość czy jakość?
Dlaczego wspominam o tym? Sama jestem osobą dorosłą z zaburzeniami integracji sensorycznej, które dość znacznie utrudniają mi moje dorosłe życie. Ja nie miałam szans na terapię, gdy z 30 lat temu jeszcze nie diagnozowano zaburzeń SI. A codziennie odczuwam, to na własnej skórze, że zaburzeń sensorycznych się nie wyrasta. Zostają na całe, życie ewoluując w toku rozwoju. Da się z nimi żyć, ale nie jest jakoś szczególnie lekko😉
W temacie integracji sensorycznej polecam artykuły na temat samej Integracji Sensorycznej i zaburzeń SI, przyczyn zaburzeń, czy tematu zaburzeń u osób dorosłych na moim blogu 🙂